
I NAGRODA
Anna Piliszewska, godĆo Pierzga z Wieliczki
â
WERK
â
kalendarz rozlazĆ siÄ w palcach, pod betonem próchnica nie nakarmi
korzenia, ci. którzy przyszli, przejdÄ , tak jak wszystko przechodzi.
cisi zabiorÄ z sobÄ cienie i echa imion, jakie kiedyĆ nadali
rzeczom, ptakom, zjawiskom - zostawiÄ jedynie miejsca: gniazda
braku - cierpliwe, rozpaczliwie gotowe do wynajÄcia tak na wszelki
wypadek wiatru, wody czy wojny, inni zostawiÄ nagar i ĆŒelazne
narzÄdzia, rdzÄ, instrumenty Ćmierci, listy roszczeĆ i Ćomy.
zakotwiczone w czas, poza czasem trwa skarpa, suchy grzechot
makówek na makowym zagonie, koĆ który uniknÄ Ć rzeĆșni, stary
Azor cierpliwie czekajÄ cy na ojca, czekajÄ cy tak bardzo, ĆŒe caĆy
staĆ siÄ czekaniem, i sczerniaĆy naparstek, w deptany w jednÄ ze szpar
- wturlaĆ siÄ tam i leĆŒy, na nikogo nie czeka i nie chce ĆwieciÄ.
â
â
â
II NAGRODA
â
â
Karol Graczyk, godĆo SzaszĆyk z Torunia
â
Przychodzisz do mnie zawsze, kiedy ĆpiÄ
â
â
Strata naszych iluzji to jedyna strata, Z której nigdy siÄ nie otrzÄ Ćniemy.
â
BudzÄ siÄ, zÄby zatrzymaÄ moment, kiedy przychodzisz,
a robisz to rzadko Siadam na podĆodze z papierosem w dĆoni,
ty leĆŒysz w cudzych rÄkach jak co noc. albo, jeĆli jesteĆ tylko sennÄ zjawÄ ,
Ćnisz siÄ teraz innemu, tak czy tak.
to zdrada Musisz byÄ przeklÄta, któreĆ z nas na pewno,
jak drzewa, bo jeĆli kochajÄ , nic mogÄ nawet podaÄ sobie
dĆoni Ja twojÄ dĆoĆ czujÄ, chociaĆŒ chwilÄ, we Ćnie. Wiem,
ĆŒe nic bÄdzie ciÄ nigdy, kiedy siÄ obudzÄ
â
â
â
III NAGRODA
â
Adam BolesĆaw Wierzbicki, godĆo "Hala do wynajÄcia" z Lubska
â
â
Kolejka na poczcie przed ĆwiÄtami Wielkanocy niecierpliwi siÄ, bo jeszcze tyle sprawunków na gĆowie,nogi
juĆŒ nie te co dwadzieĆcia lat temu, a i siĆ teĆŒ brakuje. Czeka trzymajÄ c w dĆoni
â
biaĆe koperty wypeĆnione serdecznymi ĆŒyczeniami starannie wykaligrafowanymi niebieskim dĆugopisem, a tu
jeszcze trzeba kupiÄ znaczki nakleiÄ je i wysĆaÄ. Do dzieci, siostry, brata oraz
do ostatniej ĆŒyjÄ cej ciotki, która dobiega do dziewiÄÄdziesiÄ tki. Dzieci zapewne nawet nic otworzÄ kopert. Brat i siostra, po przeczytaniu ĆŒyczeĆ wĆoĆŒÄ je na dno szuflady. Tylko ciotka
â
wyeksponuje kartkÄ na starej komodzie. Kolejka na poczcie przed WielkanocÄ zapewne niedĆugo odejdzie w
niepamiÄÄ wraz z ostatnim pokoleniem, które nie uĆŒywa komputerów
â
tabletów i telefonów komórkowcy.
â
â
WYRÓĆ»NIENIE
â
Helena MuszyĆska, godĆo "LiĆÄ" z Warszawy
â
Wagary
â
BoĆŒe zamkniÄty w koĆciele
to ja
wiem
nic znamy siÄ za dobrze
ale proszÄ
chodĆș ze mnÄ
na chwilÄ
ten jeden raz
chcÄ ci coĆ pokazaÄ.
popatrz
to jest niebo
szeroko otwarte
na nas
zamiast mroku
co zbiera siÄ jak kurz na Ćcianach
jest bĆÄkit
i plama ĆwiatĆa na policzku
zobacz
bezdomny
nawleka na niÄ dobytku
kolejnÄ puszkÄ ze Ćmietnika
gdy ksiÄ dz mówi wĆaĆnie
nieskoĆczenie nudne kazanie
znowu o tym samym
Po co tyle mówiÄ
kiedy Ty milczysz
- wĆaĆnie -
nie znam wiÄkszego milczka od Ciebie
przeterminowane sĆowa
moĆŒna rzuciÄ na wiatr i zaczÄ Ä
myĆleÄ od nowa
jeszcze raz
chodĆș
pójdziemy dalej
nic siÄ nie stanie
kiedy CiÄ raz nie bÄdzie w koĆciele
nikt nie zauwaĆŒy
a biskup z przyjemnoĆciÄ CiÄ zastÄ pi
pójdziemy na ĆÄ kÄ
jak swobodnie myĆl
skacze po linii
drzewa
na ĆÄ ce
nie ma klÄczników
ból kolan nie przysĆania tego
z czym przychodzÄ
Nie przejmuj siÄ
nikogo tu nie ma
nikt nas nie zobaczy
Potem wyspowiadamy siÄ
ksiÄdzu
ĆŒe Bóg i czĆowiek
Ty i ja
poszliĆmy na wagary
moĆŒe ksiÄ dz nam odpuĆci
tÄ jednÄ w ĆŒyciu
pierwszy raz szczerÄ
rozmowÄ
WYRÓĆ»NIENIE
â
Robert Kharitonov, godĆo "TonHariton" z Warszawy
â
Polowanie na Boga
â
MieÄ uszy jak lis lenek
sĆyszy on podróĆŒe róĆŒ jerychoĆskich
skoki myszoskoczków
sĆyszy jak siÄ porusza ciaĆo pustyni
i jak nucÄ po cichu gwiazdy
sĆyszy nawet jak koĆyszÄ siÄ skity
gdy siÄ modlÄ Koptowie
w Wadi an-Natrun
dzisiaj ĆŒaden z nich nie zostaĆ mÄczennikiem
A ja siÄ modlÄ o to tylko by mieÄ uszy
jak u liska lenka
by mieÄ uszy drapieĆŒne
aby polowaÄ na Boga
od Ćwitu do nocy
aby sĆyszeÄ drganie jego powiek
gdy na mnie patrzy
â
â
WYRÓĆ»NIENIE
â
Antonina Sebesta, godĆo "Entuzjasta" z MyĆlenic
â
Góry
â
twój horyzont
stelaĆŒ dziaĆaĆ i marzeĆ
jest traktowany jak manekin
ubierany w lunapark
sprowadzany do piargu komercji
tĆo dla selfie
oprawa sesji Ćlubnej
nawet cisza
zakrzykiwana jest w tylu jÄzykach
próbujesz zresetowaÄ ten banaĆ
odsĆoniÄ widok
klikasz i klikasz
przeraĆŒony ĆŒe zawiesiĆ siÄ twój Ćwiat
z KoĆcielcem i ĆwinicÄ w miĆosnym zbliĆŒeniu
mówiÄ cy gwarÄ jodeĆ i wodospadów
WYRÓĆ»NIENIE
â
Artur Maciak, godĆo "Koliber" z Warszawy
â
â
bilet na kolejkÄ wÄ skotorowÄ
byĆ Ćmiesznie twardy
i dziurawo tani na krawÄdziach
aby wziÄ Ä udziaĆ w
popoĆudniowym hollywoodzkim filmie
czarnobiaĆej akcji
trzeba byĆo mieÄ szkolnÄ
legitymacjÄ inicjacjÄ
perforacja bĆony byĆo kompletna
niektórych goniĆ smak acetonu
i sklejarka zawsze sĆusznej partii
pasaĆŒerów na gapÄ nieszczÄĆcia
ludu pracujÄ cego
wsiÄ ĆÄ i wysiÄ ĆÄ
do wagonu w biegu znaczeĆ klejonych
jak taĆma filmowa
pierworodny sĆodki strach
powtarzany na torach
miaĆ ksztaĆt jakubowej drabiny
wspomnienie czarnej sutanny
zalaliĆmy woskiem niespiesznej lokomotywy
grzechy z mĆyĆskim kamieniem chleba
zatonÄĆy w sadzawce
wsiadaliĆmy
jechaliĆmy
wyskakiwaliĆmy
wsiadaliĆmy
jechaliĆmy trochÄ dalej
i wyskakiwaliĆmy
wsiadaliĆmy
jechaliĆmy
jeszcze dalej
wyskakiwaliĆmy
coraz dalej
jeszcze dalej
dalej od gniazd
kilku pojechaĆo tak daleko
ĆŒe do tej pory wracajÄ
na piechotÄ
najstarsza z nas legitymacja inicjacja
wysiadaĆa w biegu
i
wsiadaĆa ponownie
nieskazitelnie dziewczÄca
tym razem w trakcie
jazdy z malachitowej ĆÄ ki
o której czytaĆa nam w Ćawce wychowawczyni
zabraĆa gÄĆ
która po chwili tÄskniĆa za stadem
â
WYRÓĆ»NIENIE
â
WyróĆŒnienia specjalne za wiersze o BĆ. Prymasie Stefanie WyszyĆskim
â
â
Jolanta Michalska, godĆo "Maria Magdalena" z PĆocka
â
KardynaĆ herbu Soli Deo
â
Syn poboĆŒnego organisty StanisĆawa i Julianny z domu Karp skromny kapĆan o piÄknym umyĆle otwartym jak spadochron ĆŒyje na granicy dwóch Ćwiatów zĆÄ czonych, a jednak róĆŒnych w niebezpiecznej Polsce Broniewskiego, Herberta, WojtyĆy pod szczególnym nadzorem milicji i wszechobecnej cenzury
â
pokorny sĆuga od gĆowy po palce stóp oddany Matce matek paciorkami róĆŒaĆca odmierza kilometry poboĆŒnoĆci
zawsze wyprostowany poĆród tych co na kolanach bezustannie pĆynie pod prÄ d jak ryba na tarĆo odrobinÄ koniecznej odwagi prowadzi dialog z wĆadzÄ
â
maĆe mieszkanko w KomaĆczy ogrzewa ĆŒarliwa modlitwa
gorzki oddech odosobnienia snuje siÄ niciÄ pajÄczÄ buduje tamÄ przypĆywom i odpĆywom melancholii ĆŒycie boli jak jÄ trzÄ ca siÄ rana, czarnym ptaszyskiem
â
przysiada na parapecie, jak gdyby chciaĆo odfrunÄ Ä.
â